Times Square

ulica oblepiona dookoła sklepami, barami i podobnymi rzeczami

przyszli aż na times square w poszukiwaniu m&m'sów, bo ona dawno ich nie jadła, a poza tym, oboje mieli na imię m. złapała go za rękę i trzymała, tak, robiła to całkiem odruchowo przecież, no, ale nie ważne, i w końcu stanęli przed jakimś sklepem. - okej, ile masz kasy, to się zrzucimy na paczkę, ale tą dużą! będziemy mieli zabawę - zaśmiała się i pewnie poprawiła torebkę na ramieniu.

- ta kilogramową. - zaśmiał się, serio, mój kumpel przywiózł z ameryki taką mega pakę różowych.
maxxiemu w życiu nie przeszkadzałoby że go trzyma za rękę, może trochę się czuł jak w dzieciństwie, w końcu chodził z mamą za rękę, jak każdy i to było miłe wspomnienie! - poza tym ja stawiam, don't bother - sori, funkcjonuję w trybie pół-angielskim.

okej, roześmiała się i spojrzała na swoją rękę, nawet nie zdawała sobie sprawy, że idzie właśnie z nim za rękę, i wyglądają teraz zupełnie jak para, i wszyscy się na nich patrzyli, chociaż znali się od dobrych 10 minut. spojrzała się na wystawę, gdzie było pełno różnych słodyczy, od żelek, do różnych innych cukierków i się sama do siebie uśmiechnęła. - okej, idziemy więc! - wciągnęła go do środka i pierwsze co poczuła to słodki zapach żelek.

- boże, czuję że do m nie przemawiasz że nie ma się skończyć na m&msach! - powiedział wąchając to powietrze - wybieraj! kocham słodycze! - śmiał się troszkę jak dzieciak, ale tak miło. w ogóle był miły i miał przyjemną aparycję także same korzyści, bywa. - mamyy... - wypróżnił kieszenie - trzy dychy - cóż, był z bananowych i się z tym nie krył, ale zwykle i tak za wszystko płacił kartą, więc tej gotówki za wiele nie nosił ze sobą. kochał korzystać z kaski rodziców.

spojrzała się na niego i sama się aż do siebie uśmiechnęła. max wyglądał jak mały chłopczyk w wielkiej fabryce słodyczy, a mathilda była w tym przypadku jego opiekunką, tudzież mamą, która go tu przyprowadziła. rozejrzała się dookoła i spojrzała się znowu na niego. - wiesz, też uwielbiam słodycze, okej, ja mam jakieś 5 dolarów, to możemy wziąć więcej. okej, to poproszę to, to, to i jeszcze to! - powiedziała do pani ekspedientki radośnie całkiem.

okej, wyszli z ładnymi papierowymi torbami bo to był zajebisty sklep ze słodyczami, a nie taki zwykły hihi.
maxxie wygciągnął długiego węża z torby i odgryzł mu jego zelkową głowe.
- jejuu, jak w raju - zasmiał się, bo wiedział że to trochę dziecinne, ale z drugiej strony nie miał zamiaru się hamowac - przeciez taki już był, i jesli komuś to nie odpowiada to jego chrzaniony problem!

spojrzała się na niego z uśmiechem, i sama też wyciągnęła sobie kwaśnego żelka, którego kupiła dla siebie i dla niego. ugryzła sobie jakiś kawałek i aż się skrzywiła, takie było kwaśne. a potem spojrzała znowu na niego. - mhm, masz rację, czuję się jak mała dziewczynka. łał, po raz pierwszy cieszę się że kogoś spotkałam, aż tak! - powiedziała z całkiem miłym uśmiechem, mhm.

- ej, to miłe, też się ciesze. odkrylismy razem kopalnię skarbów, to jest ten sklep - no to teraz mogiła, mam maxa wyda setki dolarów na słodycze, a on i takj nie przytyje heh. - okej, więc skąd się tu wzięłas bo nie brzmisz amerykańsko. - stwierdził bardziej niż zapytał, ale w sumie mogła mu odpowiedzieć.

to mu powiedziała, dała numer i uciekła, coś jak ja do dentysty, sija ;d

spacerowała po time square, bez większego celu, bo nie miała ochoty na zakupy, jak nigdy. ogólnie była dzisiaj jakaś zmarnowana. usiadła sobie na krawężniku i siedziała, wyraźnie znudzona.

zdjecie z wygladu przypomina tokio oO a dean spacerował. w sumie nie wiem dlaczego facet łązi po ulicy ze sklepami oO ale to pomińmy. Zatrzymałs ię przy jakiejś wystawie czy coś. niedaleko nellie

stwierdziła, że dosyć tego lenistwa, nagle przyszła jej ochota na zakupy. wstała więc, otrzepując spódniczkę i tak szła, patrząc gdzieś w dół. i wpadła na deana!
- przepraszam - rzuciła zaraz, uśmiechając się.

Złapał ją za ramiona, bo sam stracił równowage. moze ona i tez. Spojrzał na nią - nic sie nie stało. - powiedział miło. zły nie był. - każdemu się zdarza, co nie.? - chyba ma szczeście, że trafiłą na deana.

pewnie tak, nawet się ucieszyła, bo jakby na przykład trafiła na tą panią w średnim wieku, która właśnie patrzyła na nią groźnym wzrokiem, to pewnie by dostała jakiś ochrzan.
- to dobrze - uśmiechnęła się fajnie, pewnie miała dołeczki w policzkach. <3 - mi się zdarza zdecydowanie zbyt często - dodała zaraz.

Zaśmiał się nawet cicho. - są i tego plusy - szepnął jej do ucha, a potem ją puścił pewnei i wyciagnął reke w jej strone - dean - chyba, ze poznawanie nowych ludzi uznawałą za minusy. xdd albo poznanie deana za minus ^

- nellie - podała mu rękę. pewnie, że nie uważała poznawania nowych ludzi za minusy, w zasadzie dean był miły, a mi się skojarzył z danem z plotkary, więc pewnie jest fajny. ;p

- miło mi - i pewnie zabrał reke. i wsunął ją do kieszeni podobne jak druga. - a wiec twoim hobby jest wpadanie na innych.? no cóż. powiem, ze nawet ciekawe i.. mądre - bo skoro tak sie szybko ludzi poznaje to moze on też zacznie tak robić ^

podobno jak się chowa ręce do kieszeni to się ma coś do ukrycia! ale ja tam nie wiem.
- nie, to nie moje hobby - zaśmiała się zerkając na swoje odbicie w wystawie i zaczęła poprawiać włosy. - ale często mi się zdarza, niestety. podobno jestem roztargniona.

on nie ma nic do ukrycia. a juz tymbardziej przed nią. skoro dopiero co sie poznali ^ - nie ma w tym nic złego. - uśmiechał się nadal. chyba ją juz polubił. a znaja się.. 5 minut. - chyba, ze akurat trafisz na zrzędząca babe, która własnie bezczelnie się nam przysłuchuje - zerknął w strone starszej baby ^ to nie było miłe.

kiedy starsza kobieta usłyszała, co powiedział o niej dean, tylko poszła dalej, mrucząc pod nosem coś w stylu 'ach, ta dzisiejsza młodzież', czy coś takiego. nellie popatrzyła za nią.
- no tak, wczoraj na podobną trafiłam - powiedziała i zaraz spojrzała na deana. - znaczy nie, żebym codziennie na kogoś wpadała - powiedziała szybko. - w każdym razie ochrzaniała mnie chyba przez kwadrans, stara jędza.

Roześmiał się. - następnym razem wpadaj na przystojnych facetów - podpowiedział jej juz ciszej. - kto wie co z teogo wyjdzie - spojrzał w niebo. nie. on nic nie sugerował. on po prostu był szczerzy. ^ a bynajmniej taki ma być, ot co. - to co. dasz się zaprosić na kawe, herbate, lody.? cokolwiek. - wymieniał chwile - ja stawiam oczywiście.

- przystojnych facetów? musiałabym zamieszkać w hollywood - zaśmiała się i puściła mu oczko. - może być kawa - zgodziła się, pomijając fakt, że w ogóle go nie zna, ale bez ryzyka nie ma zabawy! i zacznij w jakiejś kawiarni, bo pewnie poszli.

przywlekła go tu po jakieś wino, które chciał sam wybrać. stanęli więc przed sklepem z winem, a ona tylko wpatrywała się beznamiętnie w jakąś wystawę sklepową, pewnie wypatrzyła jakiś ciuch tylko dla siebie. delikatnie objęła vinca, i się do niego uśmiechnęła. - okej, to wchodzimy do środka, wybierasz wino i potem idziemy do ciebie, bo u mnie jest katty, a wy się niezbyt lubicie. - powiedziała z miłym uśmiechem.

hm, hm więc bez słowa weszli do sklepu vincent wybrał jakieś wino i w sumie nie chce mi się tu bardziej rozwlekać i opisywać bo na winach średnio się znam, także kupił butelkę jakiegoś miłego i droższego wina i poszli do niego i nawet zacznę. jou. :d