Wall Street

Wall Street – ulica w Nowym Jorku, w południowej części Manhattanu – Manhattanie Dolnym. Ciągnie się od Broadwayu po South Street przy East River, przez samo centrum historycznej Dzielnicy Finansowej. Wall Street było pierwszym miejscem, w którym na stałe zadomowiła się Nowojorska Giełda Papierów Wartościowych.

Audrey sobie stoi przed Łol Strit czekając na tę ładną, żółtą taksówkę taką jak wszystkie inne, tyle że wolną.

siedziała na schodach, widniejących w oddali, dzierżąc w dłoni ostatnią fajkę, na jaką mogła sobie dzisiaj pozwolić. wyglądała, jakby została z gardła psu wyjęta, a ludzie przechodzący obok próbowali na nią nie patrzeć. wczoraj wywalili ją z mieszkania, a rachel nie bardzo wiedziała, co zrobić, bo szukała pracy na prawo i lewo, a skończyła tutaj w niedzielny wieczór z trzema walizkami i isotatnim papierosem.

więc przechodził tędy akurat z ważnego biznesowego spotkania, i palił papierosa. był cały szczęśliwy, i w skowronkach, i zadowolony całkiem z życia, pewnie zaliczył już dużo całkiem panienek, więc nie dziwmy mu się. zauważył na schodach siedzącą rachel i podszedł do niej, sprawdzić, czy wszystko w porządku. spojrzał na nią. - hm, wszystko okej? - zapytał, patrząc na nią, i zaciągając się papierosem, prawda.

- oczywiście - odparła zachrypniętym głosem, unosząc na niego przekrwione oczy. kiedy otwierała usta, wylatywał z nich dym. - dzisiaj wywalili mnie z mieszkania, wiec to chyba jasne, że wszystko jest okej. - potrząsnęła głową, starając się pozbyć splątanych kosmyków włosów z twarzy, po czym podciągnęła kolana na ten sam schodek, na którym siedziała i oparla na nich głowę, wpatrując się w niego obojętnie. właściwie jej twarz, jej oczy nie miały już wyrazu. czuła się tak, jakby odebrał jej duszę. - nie odezwałeś się, więc tym bardziej okej. i nie załatwiłeś mi pracy, więc dlaczego nie miałoby być okej?

- jezu,. wybacz, zapomniałem, wypadło mi to kompletnie z głowy. - powiedział jakoś dziwnie i tylko sobie zaciągnął się papierosem. spojrzał na nią, było mu kompletnie jej żal, że zawalił i że teraz przez niego nie ma gdzie spać, jeść, cokolwiek, nie ma jakiejś prywatności. przełknął ślinę i tylko zaciągnął się papierosem, myślał, co by tu zrobić w tej sytuacji. nie kupi jej przeciez żadnego mieszkania, czy coś w tym stylu, więc tak stał. - mogę ci teraz jakoś pomóc, co?- zapytał całkiem niemrawo i spojrzał się na nią.

miała wrażenie, że chyba śni jakiś koszmar. normalny, najbardziej normalny człowiek z odrobinką choćby wyrzutów sumienia zaofiarowałby nocleg u siebie albo chociaż wykupienie tygodnia w hotelu. zaoferowałby cokolwiek, zamiast zdawkowego zapytania i "wypadło mi z głowy". nawet nie miała do licha jego numeru komórki!
- jesteś chory na znieczulicę - mruknęła w końcu w odpowiedzi i przymkneła oczy. pod powiekami zaczynały jej sie zbierać łzy. - nie masz uczuć, nie masz ich w ogóle. nie masz nawet cholernego pojęcia na temat świata! - krzyknęła, sprawiając, że parka spacerująca obok przyśpieszyła kroku. rachel wsuneła papierosa w kącik ust, ale zaraz po tym je wyjęła. - mogę sobie tylko czekać, aż do mieszkania zaprosi mnie jakiś facet... i... i...

- cholera jasna, rachel, czekaj, nie idź. na razie możesz zamieszkać przecież ze mną, mam dużo pokoi, wybierzesz sobie któryś. będziesz miała dach nad głową, wszystko czego tylko zapragniesz, a potem zabiorę się za szukanie ci mieszkania, okej? ale tym razem na pewno nie zapomnę, obiecuję ci to! na pewno, serio mówię! - powieedział i tylko trochę się wyprostował. zaciągnął się papierosem i spojrzał na nią, nie wiedział co jej ma powiedzieć, i tak tylko na nią patrzył bez kompletnego sensu, czy coś.

przyłożyła dłonie do swoich rozgrzanych policzków, choć przecież było zimno, a ona siedziała tutaj w bluzce na ramiączkach i cieniutkim kardiganie, który był rozpięty i dlatego każdy, kto miał na to ochotę, mógłby jej teraz zaglądnąć w dekolt.
- takie sytuacje zazwyczaj się nie zdarzają - powiedziała w końcu niepewnie. w zasadzie jeszcze przed żadnym facetem nie pokazała się od tak żałosnej strony i żaden facet nie pokazał jej się od tak bardzo skurwielowatej strony. torchę się bala, że jeżeli bruklinowi sie odwidzi, to wyrzuci jej rzeczy przez okno za dwa dni. - w porządku, weź mnie stąd - poprosiła, zmęczonym głosem. chciała pod prysznic i jeść, a potem się upić i zrobić coś genialnego.

objął ją delikatnie ramieniem i pokiwał tylko w zrozumieniu głową. - okej, zabieram cię do siebie, mam sporo jedzenia, ciepło, wyśpisz się i ogarniesz. kupię ci nowe ciuchy i takie tam. chodźmy, jest coraz chłodniej - powiedział i poszli do niego, i zacznę.

przechadzała się tędy, nawet nie wiedząc co to za ulica i co tu w ogóle się znajduje, bo chyba jeszcze spała. no nie wiedziałam gdzie zacząć już ;p

on również tędy przechodził, niósł siatkę z zakupami i w ogóle. i pewnie nie zauważył julie, bo na ulicy jak zwykle panował ogromny tłok, a on był zasłuchany w nirvanie grającej na jego ajpodzie.

a ona była pogrążona głęboko w myślach, bo ciągle myślała o tej sukience chanel, do której trochę jej brakowało, biedna. i tak jakoś przypadkiem pewnie wpadli na siebie. - ojej! - wyrawało ją z zamyślenia i na początku go nie poznała, ale w końcu jej się przypomniał. - romeo! tzn andrew.. -zaśmiała się, a później uśmiechnęła uroczo.

ojej, aż znieruchomiał. -julie.- powitał ją szerokim uśmiechem dopiero po chwili. -miło cię widzieć.- powiedział milusio. ogółem to miał ręce zajęte i pewnie dlatego się z nią nie przywitał. ;x

- wracasz z zakupów? - spytała, wskazując główką na te siatki, pewnie ciężkie. - może ci pomóc? wiesz, człowiek nie może się przemęczać i takie tam. - uśmiechnęła się miło. i zawinęła kosmyk włosów za uszko.

-nie, ależ nie trzeba. -uśmiechnął się kątem warg, aco. -a może wpadniesz do mnie? no nie wiem, właściwie to całkiem niedaleko stąd.

-hm, chyba nie wypada mi odmówić. - uśmiechnęła się słodko. - ale pod jednym warunkiem - podniosła palec wskazujący - że zrobisz mi pyszną kawęęę. - ziewnęła sobie, zakrywając oczywiście buzie dłonią. - bo chyba jeszcze śpię. - uśmiechnęła się trochę nie wyraźnie.

no i poszli, zacznęęę.