Statue of Liberty

znaczy nie stała wcale na statule albo pod, tylko gdzieś niedaleko. miała na nosie okulary przeciwsłoneczne, miała też kaca i kawę.

a travis jechał motorem szuru buru sru sruuu, robił mnóstwo hałasu wokół siebie, ale nie travis, tylko motor ;x, znaczy się, miał pewnie harleya davidsona czy coś takiego, bo koło mojej orto jest taki sklep i tam zawsze stoją wyjumane w kosmos motory. no, w każdym razie jechał sobie, w zasadzie nie tak szybko, tylko raczej wolno, zauważył katrin, zatrzymał sie lansersko, podsunął okulary przeciwsłoneczne do góry i zapytał jej się, połyskujac swoimi bielutkimi zębami, czy jej gdzieś nie podwieźć.

jasne, travis pewnie jechal na rowerze i robil takie brum bruum
-aha? - spojrzała na niego dziwnie i zmarszczyła brwi. zsunęła swoje lustrzanki na czubek nosa i zerknęła na niego zza okularów bardziej teraz. - ale że co? nie jestem blacharą - dodała trochę z wyrzutem, no bo sorry, nie znali się ani nic takiego, więc niby czemu miała z nim jechać motorem. haha. pewnie była zbyt stara na takie fantazje :\

- jesteś za to bardzo... no taka bardzo.. - zastanawiał się, bo zabrakło mu słowa, więc tylko przekrzywiał głowę na lewo i na prawo, patrząc się na nią bynajmniej niezbyt nieśmiało, albowiem to był travis na motorze, a travis plus motor równa się bezgraniczne samouwielbienie, prawie jak kuba cichy ;d. - na wprost, wiesz - wyszczerzył sie, znwou błyskając zębami, nie to, żeby miał na nich aparat albo jakieś łańcuchy, po prostu mył je codziennie, wprzeciwieństwie co do niektórych.

nie wiem kto to kuba cichy. - hm, aha - przygryzła policzki od środka robiąc sobie tak zwane fejk kości policzkowe, a to wszystko w celu nie roześmiania się, bo byłaby chyba skucha, skoro jest za bardzo na wprost. cokolwiek to znaczy. - cokolwiek to znaczy - rzekła więc, bo nie była pewna. że ma prostą sylwetkę, czy co... uniosła brew nawet dość pytająco, żeby jej wytłumaczył to, chociaż trochę.

dziwne, żebyś wiedziała.
- to znaczy, iż mówisz wprost - powiedziała na jednym wydechu, co znowóż wcale nie jest nie lada wyzwaniem. mówiłam już, że zgasił motor? no, w każdym razie zgasił i wątpił, żeby ona tam się znała na motorach i była blacharą, skoro już go o tym tak poinformowała. - bezpośrednio? to znaczy, nie będę tu dokonywał psychoanalizy za darmo - roześmiał się pod nosem.

ja znam wszystkich towiesz. - ach, no dobra. ile mam ci za to zaplacic? - przestala unosic brwi bo zmarszczki na czole czyhają na wszystkich i skrzyżowała dłonie na piersiach, wstając z ławki. pewnie czuła się za niska, czy coś, skoro on na takiej kurdę maszynie.

siedział sobie gdzieś obok statuy, na ławeczce. z papieroskiem w dłoni. ogólnie to przyzsedł tutaj popatrzyć sobie i może nie tylko popatrzeć na ładne turystki a nawet nowojorki też.

ojej, i zupełnym przypadkiem przybyła tutaj fran. z jeszcze wilgotnymi włosami, bo nie zdążyła ich wysuszyć. ;x była chyba umówiona na randkę............. ale jej wybranek się nie zjawiał, dupek. zdenerwowała się bardzo. bo przybyła zaledwie....... godzinę po umówionej godzinie, małe spóźnienie! jakby nie mógł zaczekać, pffff. odchrząknęła głośno i nie wiem.... chyba nie zwróciła uwagi na matthewa, chociaż był seksi i ja bym pewnie gapiła się na niego jak na ósmy cud świata, serio.

no kto by się nie gapił. no taka fran na przykład. :d a on ją zauważył już wcześniej, bo był uważny i w ogóle zwracał uwagę tylko na ładne, interesujące dziewczyny. a takich w sumie nie było dużo, w pobliżu. większość to były japonki w słomkowych kapeluszach i w koszulkach ze statuą. więc po prostu nie mógł nie zauważyć fran. zainteresował się tym bardziej, że wyglądała na zdenerwowaną. zgasił papierosa i podszedł powolnym krokiem do niej. - hej, jak się masz? wszystko w porządku? - spytał swoim seksi ochrypłym głosem, ale seksi nie tak jak taka jedna z mojej klasy. i spytał się jej o to nie tylko ze względu na to, że lubił troszczyć się o ludzi czasem.

spojrzała na niego nieco obojętnie i westchnęła lekko, zażenowana. lecz po chwili zrozumiała, że może spędzić ten wieczór w całkiem miłym towarzystwie i nie wszystko stracone. -cześć, zaprosisz mnie na randkę?- zapytała bezpośrednio, bo właśnie taka była..... lubiła zdawać się na szczerość i mówić prosto z mostu. i wcale nie była przekonana, że w tym momencie się strasznie wygłupiła. ;x ale co tam.

nie powiem, że nie był zaskoczony. bo była naprawdę zaskoczony. z tego powodu, że to on zawsze wychodził z taką inicjatywą, ale nie w pierwszych pięciu słowach, kiedy nawet nie znał dziewczyny! - nono, nie powiem szybka jesteś. - mógł ugryźć się w język, ale zapomniał. - ale wiesz, ja lubię wyzwania. a ty możesz być jednym z nich! - ucieszył się i zmierzył ją wzrokiem i prawie zaczął się ślinić, ale tylko tak wewnętrznie. ;o - więc jak, pójdziesz ze mna na randkę....... ? no tak w ogóle jestem metju. - uśmiechnął się, bo chciał w końcu poznać imię dziewczyny, z którą za chwilę pójdzie na randkę.

uśmiechnęła się dumna ze swego szczytnego osiągnięcia. -fran.- i nie wiem, pewnie podali sobie dłoń. -więc skoro ja zapraszam cię na randkę, więc to też ja powinnam wybrać miejsce naszego spotkania. hm.- podrapała się po skroni. -właściwie to ta statua chyba jest dobrym miejscem na randkę. -rozejrzała się w koło. -wystarczająco romantycznym.- uśmiechnęła się lekko. -chyba, ze masz jakieś inne propozycję. nie znam dobrze ny, nie jestem stąd.

a więc jednak to nie była nowojorka, czy tam nowojorczyjka, nie wiem jak sie to mówi. i to on ją zaprosił w końcu, ale już nieważne xd. - to w sumie dobrze! dobrze, że pójdziemy na górę, będziesz miała widok na cały nowy jork i ci wszystko pokażę. znam to miasto jak własną kieszeń. od bronxu po manhattan. - pochwalił się - więc jakby co to mogę później być twoim przewodnikiem. - zaoferował się i wstał i pociągnął ją za rekę, w kierunku kasy, bo pewnie tam była. - tak w ogóle jestem matthew. - rzucił przelotnie, obdarowując ją uśmiechem nr 758292859693486. - no i ja stawiam bilety. w końcu to ja tu jestem mężczyzną, więc to w sumie mój taki obowiązek.

uśmiechnęła się kątem warg, bo jej bardzo zaimponował i miał taki seksowny głosik, że żadna dziewczyna nie byłaby w stanie mu się oprzeć. szczęściara z niej. ;o -dobrze, prowadź.- zgodziła się ochoczo i pobiegła z chłopakiem do kas czy coś, oczywiście potem weszli do windy, bo rzecz jasna nie miała ochoty, ani kondycji na pokonanie 980043590845098 schodów. i powiedzmy, że znaleźli się w tej windzie sam na sam, bo tak przyjemniej. i nie wiem chyba jakoś stanęła bliżej niego i zaciągnęła się zapachem jego perfum, mieszanka drzewa sandałowego z jakimś intensywnym aromatem, pewnie egzotycznym, mhm, to chyba był sam hugo ;3 aż zamrugała oczkami i oparła policzek o jego ramię.

jemu bardzo pasował ten fakt, że byli sami w tej windzie. złapał ją w talii i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. popatrzył na nią, a w sumie to pożerał ją wzrokiem. najchętniej to zerwałby z niej teraz wszystkie ubrania i wiadomo co dalej. ale na razie się powstrzymywał. w sumie to był jak taka bomba. jeden ruch fran i wybuchnie. w końcu potarł nosem o nos fran.

ale ona najwyraźniej powstrzymując w sobie dzikie żądze, które nasilały się z każdym dotykiem metju, wolała go jednak zwodzić, trochę potrzymać w niepewności. w końcu droga do góry jeszcze daleka, a oni mają jeszcze czas zrobić to i owo. przygryzła dolną wargę i wplotła dłonie we włosy mężczyzny, po chwili jednak przeniosła je pod tiszert chłopaka i lekko gładziła jego plecy. wciąż odwracała twarz, unikając pocałunku, rzecz jasna robiła to specjalnie, chyba chciała, żeby oszalał. ;d

no najwyraźniej tak, a on już był tego bliski. - fraan..- wymruczał jej do ucha, a po chwili je ugryzł leciutko. a później zaczął całować ją po szyi. w końcu jak w usta się nie dało, to dało się gdzie indziej :p a jego rączki zwinnie powędrowały pod jej koszulke, konkretniej do zapięcia stanika, bo lubił się nimi szczególnie bawić. i cały czas nie przestawał jej całować.

ojej, a ona już nie mogąc się opanować..... postanowiła mu to wynagrodzić. i właśnie w tym momencie, kiedy ich usta prawie się stykały, winda zatrzymała się na 8979438 piętrze! i do środka zamiar mieli wejść starsi państwo, małżeństwo z co najmniej 30 letnim stażem, nieco krzywiąc się i spoglądając z obrzydzeniem na parę kochanków weszli do środka i zaczęli szeptać sobie coś na ucho. fran lekko zawstydziła się i szybkim ruchem wyjęła dłonie spod koszulki metju, wyprostowała się, gryząc dolną wargę. i posłała lekki uśmiech w stronę metju. po czym chyba ścisnęła delikatnie i dyskretnie jego pośladek, mrau. ;3

a ciekawe ile oni mają tych pięter. xd
a metju zachował spokój, tzn nie przejmował się w ogóle dziadkami. no może na moment przestał obdarzać ją pocałunkami i przesunął się razem z nią w kąt. - niegrzeczna dziewczynka. - szepnął jej do ucha i już trochę się opanował, widząc ciągły wzrok tych staruszków. już chciał nawet coś do nich powiedzieć, ale się powstrzymał. - a ciekawe jak oni się zachowują w nocy, pod pierzynką. - szepnął fran na ucho, ale oni mogli to usłyszeć, bo metju nie był zbyt dyskretny.

zarechotała dziko. xddddd i chyba, w końcu winda się zatrzymała, a ni wysiedli. stanęli przy barierce, a wiatr rozwiewał im włosy. ;d widok był zapierający, co przyznała fran. i chyba było tak romantycznie, że pozwoliła sobie zawiesić dłonie na jego szyi i po chwili pocałowała dziko i namiętnie, że aż iskrzyło. ;d

odwzajemnił ten dziki i namiętny pocałunek i przydusił ją do barierki. chciał zobaczyć czy się przestraszy może. ale trzymał ją mocno za ramiona, więc nie było szans żeby wypadła. - randka chyba się udała, więc kiedy następna? może w windzie na wieżę ajfla? - spytał ze śmiechem, opierając się już normalnie o barierkę, trzymając frankę w ramionach.

uśmiechnęła się lekko. -choćby nawet. -złapała go za mankiet koszuli i przyciągnęła do siebie, obdarowując czułym pocałunkiem. -może jutro?- zapytała, albo to chyba nawet stwierdzenie było. -odprowadź mnie. -szepnęła i wrócili do domów cali szczęśliwi i zdrowi. a ja już muszę iść. ;x bo wiadomo, moja siostra zawsze musi wejść na kompa, wtedy kiedy ja się rozgrzewam w postach ;'x i będę jutro, pewnie po 17. a jak co masz moje gadu, cześć! xddddd

no poszli, pa! :d