Metropolitan Museum of Art

wskazała ręką w jakimś kierunku.
- tam, jakieś dziesięć minut - wzruszyła ramionami. - manhattan - dodała. - i w sumie to już się chyba zbieram, na razie - uśmiechnęła się i zostawiła jej te ciasteczka, bo ja też już muszę iść, paaa.

-Dzięki-powiedziała również wstając i udając się w swoją stronę.
No trudno ^^

siedziała na schodach, bo złapała ją kolka; biedna.

usiadła na schodach parę metrów od caroline, ażeby przeszukać swą torebkę w poszukiwaniu telefonu.

siedział sobie na schodkach w cieniu, z papieroskiem w ręku i patrzył na fajne tyłeczki.hyy..

rubiii szła z zakupami i zakryła swe piękne piersii o tak. no i szła koło muzeum i zaciekawiła ją tablica z jakimiś ogłoszeniami, która ot tak stała koło muzeum. popatrzyła w bok i tak zobaczyła tego przed, którym zrobiła z siebie idiotką. zasłoniła się zamaszyście pakami z produktami i szła czym prędzej, miała niezłego pecha gdyż potknęła się nie o skórkę banana a o jakiś drut kurcze blade. poleciała cnie i ja nie mogę podpaski wyleciały, hahaha.

a on niestety, dla niej już wczesniej ją zauważył i wszystko dokładnie widział. z początku chciało mu się wybuchnąć śmiechem, ale powstrzymał się, bo pewnie znow by się na niego obraziła. podszedł więc do niej, oglądając się wokól czy nie ma jakiś znajomych i szybko pozbierał jej to co wyleciało. przecież na pewno były w opakowaniach, więc może nie wszyscy się skapnęli, że to były podpaski, naprzykład matthew się nie skapnął. - proszę. - podał jej kilka opakowań, bo tak jakoś dzisiaj miał dzień miłego i pomocnego metjego. i pomógł jej zebrać wszystkie opakowania -to chyba ostatnie. - podał jej i był całkiem nieświadomy, że to podpaski, bo on się w koncu na tym nie znał,cnie.

to dobrze, ale ciota nie wie co to podpaski. znaczy no nic.;d wstała. - jak cię widzę mam pecha. - stwierdziła kiwając głową. wrzuciła te wszystkie POTRZEBNE rzeczy do paczki i wstała. -dzięki za pomoc, jaki ty HOJNY. - zachichotała. poszła na te schody by usiąść, popatrzyła czy nic się nie porozbijało czy coś bo nawet jajka kupiła. - no wszystko w porządku. - spojrzała na matt'a. - a co ty tak sam siedzisz na tych schodach? czekasz na kogoś ? - zapytała kiwając głową.

- nie, po prostu tak przyszedłem. przewidziałem to, że będziesz potrzebowała pomocy, pewnie. - uśmiechnął się, leciutko unosząc kąciki ust. - i nie ma za co. każdemu sie mogło zdarzyć. - wzruszył ramionami i spojrzał na jej torby. wyglądały jakby robiłą zakupy na conajmniej rok. - a ty co zapasy robisz? - spytał ze śmeichem.

-tak. mieszkam pod ziemią raz na jakiś czas muszę wyjść na światło dzienne i porobić zakupy,dużo zakupów by potem wyjść rok później. - zwiesiła brwi. - sorii gadam co popadnie. fajna dziś pogoda. - przypomniało jej się,że ma..- mam szampana ! - pisnęła. - chcesz łyka ? - zafalowała brwiami. - no wiesz, tak faaajnie dziś i taka nuda, jesteśmy dorośli. -zaczęła go namawiać, dobra najpierw go nie lubiła teraz go namawia na szampona.;d

- teraz? i tutaj? - spytał zaskoczony, bo wcześniej nie wyglądała na taką, co by piła szampana gdzie i z kim popadnie ;o ale jemu bardzo spodobała się ta propozycja. w ogóle to ona jest od niego starsza o rok! : o - nie spodziewałbym się tego po tobie, ruby. - uśmiechnął się milutko. - widzę, że zrobiłaś więc niezłe zapasy. - no i pokazał jej, że ma wyjąć tego szampana.

jacie, to jeszcze szszszszczyll.;d to więc włożyła rękę do paki, pogrzebała, pogrzebała, pogrzebała i wyjęła szampana. nie nie z biedronki, to było z sklepu ' U Billa' . - może otworzysz ? -zafalowała brwiami i co nie miała świeczek, świeczek nie kupiła . - to co może krakersy ? -zaśmiała się. sorii ale wujek chciał na jutubie zobaczyć coś o ufo. -.-`

okej, spoko
nie był specjalistą od otwierania szampanów, więc pewnie trochę się go wylało. jeszcze w dodatku jemu na spodnie! no, ale on sie tym nie przejmował tylko wziął kilka łyków i podał szampana rubi. - hmmm... krakersy, mi to obojętne, chociaż wolałbym czipsy serowo-cebulowe. - po których strasznie śmierdzi z buzi, ale to co. normalnie piknik na schodach met, sobie robią xd

tasty z biedronki.;d wzięła butelkę od niego i też pociągnęła łyka. - jałł . - polało jej się po brodzie. powycierała ręką. - w sumie jeszcze nigdy nie piiłam na schodach przed mjuzeum. - zamyśliła się chwilę, myślała o tym gdzie piła. błysnęło jej przed oczami jak chowała się przed mamą w łazience i piła z bratem udając,ze myje zęby. - no, może i nie ma nowego roku ale ja robiąc obiad pije szampana. - powiedziała drapiąc się po łydce.

ja mam czitosy z biedronki =d - to fajnie. - chyba za bardzo jej nie zrozumiał i wziął teraz on znów się napił. - więęęęc, może opowiesz mi coś o sobie, ruby? - spytal unosząc prawą brew, bo posiadał taką umiejetność.

no i nie zrozumiał bo ja bym sama nie zrozumiała ale okeej. ;d siedziała tak patrząc zezem na szampana, nie napiła się bo co to szampanik. popatrzyła na niego. - ee, a co ? co cię ciekawi ? - zapytała teraz ona jego.

- hmmm... no nie wiem, na przykład jak masz na nazwisko, czy masz rodzeństwo, czym się interesujesz.... - wymienił i przeczesał dłonią czupryne swą. - no wiesz o co chodzi. i co z tym jedzonkiem, co? - spytał, bo mialy być krakersy, a jakoś ich nie widać.

spoważniała, wyprostowała się i zaczęła mówić. - jestem rubej liwajs. mam 19 lat. mama ma na imię nelly, ojciec niejaki owen. pochodzę z tulusy i jestem dziwnie dziwnie sama. zostawiłam rodziców w tulusie moim największym marzeniem było przyjechać do enaj. - powiedziała i pokazała na niego ręką. -twoja kolej. - uśmiechnęła się i wyjęła te krakersy. otworzyła i poczęstowała meta.

więc najpierw krakersy. wziął kilka, przeżuł i połknął. - więc ja jestem matthew frampton, mieszkam tu od urodzenia i powiem ci w sekrecie, że mam brata bliźniaka. - powiedział, to ostatnie na ucho, że niby tajemnica. choć raczej to nie była żadna tajemnica, ale tak jej powiedział i już. - gdzie jest tulusa? nigdy tam nie byłem. - zainteresował się nawet, bo pierwszy raz słyszał o tym mieście.

-nie kupiłam mapy. jest gdzieś tak po środku. - zastanowiła się chwile. - musisz tam pojechać jest nawet ładnie. - powiedziała i przyznając sobie rację pokiwała głową. wzięła krakersa. - masz brata bliźniaka ? o spoczko, a jak będę coś do niego machać czy coś (jakbym was pomyliła nie) to by pomyślał,ze jestem jakąś meeeega wariatką. - pomyślała o tym zdarzeniu i wzruszyła ramionami. - i tak mam dużego pecha to by był pikuś co do dzisiaj. - powiedziała obojętnie.

-no nic takiego wielkiego dziś się przecież nie stało, tylko zakupy ci się wysypały. nikt nie zauważył. - pocieszył ją. - poza tym mój brat jest fajny i na pewno wcale by tak nie pomyślał. a codo tulusy, to w takim razie możesz być moim przewodnikiem jak tam pojadę. - stwierdził, no, bo kto inny by się na niego nadawał jak nie ona.

-spoczko, nie ma sprawy. -pokiwała głową. - tylko jak coś musisz kupić kamizelkę kulo odporną i kask. miałam małe problemy z mafią. - stwierdziła po czym chrupnęła kolejnym krakersem popijając szampanem. - ostatni łyk został dla ciebie. - podała mu butelkę. - nie bój się, nie ma statków nawpuszczanych.

wypił więc resztę, która mu pozostała i odstawił butelke między ich nogi. - jacie, zaczyam się ciebie bać, dziewczyno. - odparł i pogadali, nawet wymienili się numerami, bo w końcu jak ma być jego przewodnikiem ;> i poszedł, bo ja idę, baaj.

ja też właśnie idę, siemanko. i ona poszła heloł z pakami do domu.