Metropolitan Museum of Art

zoey przysiadła więc na schodach met i szukała w swojej przepastnej torbie paczki mentolowych slimów, które notabene leżały obok niej, bo wyjęła je na samym początku, zapewne myląc z telefonem. no cóż.

pewnie szedł z naprzeciwka, do domu, chociaż nie wiem, nie mam pojęcia. zachary często się gubił w nowym jorku, ale jakoś dawał radę, bo nie wiem jakim cudem, zawsze wracał do domu. albo miał szczęście, albo aż tak dobrze wiedział co i jak. pewnie zauważył zoey z daleka, a że nie miał zapalniczki, więc postanowił do niej podejść. usiadł obok niej, i tylko się uśmiechnął. - masz może zapalniczkę? - zapytał.

-oh, zapalniczkę mam, ale nie mogę znaleźć papierosów - odpowiedziała i pewnie teraz weźmie ją za kompletną idiotkę, sądząc po tych papierosach leżących obok niej. biedna zoey, gdyby tylko o tym wiedziała. podniosła głowę, żeby na niego spojrzeć i uśmiechnęła się miło, odgarniając opadającą jej co i rusz na oczy grzywkę.

spojrzał się na jej papierosy, i je jej podał. - proszę bardzo, to chyba twoje, o ile się nie mylę. chyba, że ktoś je tu wcześniej zostawił. nie wiem. ale pewnie i tak ci się przydadzą. - powiedział spokojnym tonem, był fajnym i przystojnym hiszpanem, wiadomo, pewnie miał także taki akcent. przyjrzał się jej, i stwierdził, że jest całkiem słodka. uśmiechnął się znowu, i wyciągnął nogi przed siebie.

-o cholera! - zawołała, uderzając się paczką papierosów w czoło, bo tak jakoś wyszło - dzięki, jesteś moim aniołem stróżem? szukam ich jak idiotka już dobre dziesięć minut. nie wiem co robiły obok mnie - oblizała spierzchnięte usta i wsunęła między wargi mentolowego slima, skoro już je miała. zapaliła swoją zippo z morrisonem i podała ją zacharemu - proszę bardzo, w ramach podziękowania - dodała, wypuszczając wcześniej dym, gdzieś obok nich. zawiesiła spojrzenie na jego okularach. wyglądał w nich wyjątkowo seksownie i nie mogło to umknąć jej uwadze. zastanawiała się, czy ma dziewczynę xd. no cóż.

dobra, dziewczyny nie miał, nawet nie marzył o związkach, nie zważał kompletnie na nie uwagi, serio! uśmiechnął się do niej i poprawił swoje okulary, bardzo fajnie w nich wyglądał. oblizał swoje usta, i zapalił papierosa. zaciągnął się nim, i przyjrzał się jej bardziej, spodobała mu się. nie wiedział, czy ona jest z tych, na jedną noc, czy z tych, które są na dłużej, on miłości nie uznawał. czyli był przeciwieństwem zoey. - może i jestem. ale mam na imię zachary. - powiedział z tym swoim akcencikiem <3

-zachary - powtórzyła, bo było to dla niej dosyć nietypowe imię. uśmiechnęła się, przez moment obserwując dym, wznoszący się nad ich głowy, ale nie wyglądała przy tym jak dziecko z autyzmem. następnie ponownie przeniosła spojrzenie na niego - a ja zoey - oboje na z. to przeznaczenie! - miło mi, zach. mogę tak do ciebie mówić? - mógł na przykład tego nie lubić, wolała się upewnić. wzięła od niego swoją zapalniczkę i schowała do torby, wyciągając przed siebie chude nogi w rurkach. mimo wszystko trochę zmarzła.

uśmiechnął się do niej, i spojrzał na zegarek. niedługo i tak musiał już iść, spieszyło mu się bardzo dzisiaj. pewnie w domu na niego czekała jego sąsiadka, z kotem albo nie wiem kto. ktokolwiek. może jakieś jego rodzeństwo. zaciągnął się papierosem. - okej, zoey. będę ci mówił zoe. a ty mów mi zach, nie przeszkadza mi to wcale. - powiedział spokojnie, raczej był właśnie taki, cichy, i opanowany, nie unosił się nigdy. cóż. ale nie ważne. spojrzał znowu na zegarek.

to jak mój alan. jakie przeciwieństwo aksla. pewnie potem i tak wyjdzie z niego dzika bestia, zobaczysz.
-oh, hm. okej - uśmiechnęła się, bawiąc swoimi ciemnymi włosami. w końcu wyjęła z torby telefon i podsunęła zacharemu, mając nadzieję, że nie okaże się złodziejem i nie ucieknie w ciemność z jej ślicznym sidekickiem - wpiszesz mi swój numer? odezwę się jutro. to znaczy, jeśli chcesz.

wziął jej telefon i wpisał jej swój numer, bardzo szybko to zrobił. uśmiechnął się do niej i poprawił swoje okulary, wiadomo. spojrzał się na nią, i oddał jej telefon. - bardzo chętnie pójdę z tobą na kawę, wiesz, i na jakieś lody, ciastko, jak tam wolisz. - powiedział z uśmiechem, cóż, wiadomo, że to przeciwieństwo aksla, chociaż kto go tam wie, jest w końcu sam ;x

-chcesz mnie utuczyć, a potem zjeść? przyznaj się, że jesteś czarownicą z jasia i małgosi - zażartowała, zupełnie uroczo się przy tym uśmiechając. była słodka&niewinna, przez co nie zabrzmiała idiotycznie ze swoim osądem. pochyliła się, bo zaswędziała ją łydka. pewnie użarł ją komar. założę się, że te suki są nawet w ny :d.

- taak! a teraz, zrobię fajną sztuczkę i zniknę! do zobaczenia, zoe! odezwij się jutro! - powiedział i poszedł, puff.

zebrała się, myśląc pewnie, że wcale nie spotkała zacharego, tylko jej się to przewidziało :d.

okej, wiec siedzial thomas na schodkach i palil papierosa!

ale mięśniak z niego. no cóż, tycjana akurat wychodziła z muzeum, bo o ile dobrze pamiętam trochę szkicuje i nawet ładne, więc teraz, opuszczając okulary na nos, zobaczyła chudą sylwetkę thomasa. - tommy! - zawołała, poprawiając swój notatnik na rękach i torebkę również, po czym podbiegła do chłopaka! niech się znają, bo ona też od zawsze w nyc ;d

thomas odwrócił głowę, bo siedział tyłem do drzwi muzeum i teraz przymrużył nieco oczy. bolała go głowa, to pewnie skutki dnia poprzedniego i tak dalej.
- o, tycjana, cześć - uśmiechnął się szeroko i nawet podniósł ze schodka, by przydeptać papierosa butem i ruszyć w jej stronę.

i ona zmrużyła oczy, podchodząc do niego, aby pocałować jego kościsty policzek. lustrując go wzrokiem, wyciągnęła zza ucha różowy ołówek, którym przed chwilą próbowała coś zmajstrować na kartce. jasne, i tak na pewno motywem przewodnim była impreza. no nic. - no cześć, skutki uboczne ostrego imprezowania? - zapytała, chudym palcem wskazując na jego zmęczoną twarz, zaraz potem zatrzymując się na jego korczu. przypadek.

miley siedziała na schodach z kubkiem kawy i jakąś plotkarską gazetą i wczytyawła się w niusy o paris hilton i britni. wow, ciekawie.

też sobie zajęcie znalazła oO
A on zwiedzał. wiem to dziwne, ale zwiedzał i akurat wyszedł z muzeum i przysiadł na schodach, bo zwiedzanie strasznie męczące jest ^

zerknela na aarona i nawet zaraz przysunela sie do niego blizej. w zasadzie po prostu usiadla dwa schodki nizej.nawet miala do niego sprawe, chociaz w sumie go nie znala. podsunela mu pod nos swoja gazete i pokazala palcem na zdjecie jakeigos nowego chlopaka paris :p - on wyglada jak ty!

Zrobił przestraszoną minę - no niee. już o mnie piszą, a to był tylko jeden dzień. w sumie kilka godizn - pokręcił głową z niedowierzaniem - doradzam. nigdy nie spotykaj sie z gwiazdami na topie ^ - poradził dziewczynie

-o kurcze, wiec to serio ty? - zachwycila sie, haha, przygladajac mu z uwielbieniem prawie. paris zawsze byla jej idolka. - kurcze, daj mi swoj autograf. koniecznie! - zawolala, grzebiac w torebce w poszukiwaniu czegos do pisania. swoja droga paris sie umawiala chyba z aaronem carterem kiedys..

Uśmiechnął się szeroko - we własnej osobie - wypiął dumnie klatke do przodu. oczywiście ściemniał, ale skoro dziewczynie to sprawiało radość to co będzie ją wyprowadzał z błędu. - to gdzie Ci się podpisać.? - bo stwierdził,z e kartka pospolita. a on mógł... wszędzie ^

pewnie poprosiłaby go zeby podpisał jej się na biuście ale skoro umawiali się z paris tylko kilka godzin to trochę nie opłacało jej sie, nie zrobi furory wśród kolezanek, ale wtopa. - hmm, no, na tej gazecie chyba nie, mozesz na mojej torebce - powiedziala zadowolonona z tego na jak dobry pomysl wpadla. podala mu marker, ktory zawsze ze soba nosila, nigdy nie wiadomo czy za rogiem nie czyha dzony depp.