Central Park

-To zmien to.
Poradzil jak specjalista i podrpal sie po glowie.

- jak? - zapytała. bo ona nawet nie wiedziała czy chce to zmieniac. jest, zyje, istnieje i to chyba wystarczy, cnie?

-zrób cos szalonego.
Usmiechnal sie.
-Cos, czgo jeszcze nie robilas

Zamyśliłą się na chwilę - na przykład prześpij się z kimś? - zapytała i wybuchneła śmiechem. Pewnie sobie teraz pomyslał, ze ona dziewicą jest czy coś.

-To twój sposób.
Powiedzial równiez sie usmiechajac

Uśmiechneła się szeorko - zrobie co w mojej mocy, zeby moje zycie nie byo nudne - zabrzmiało to tak jakby skłądała obietnice ^

Rozesmial sie i zmierzwil jej wlosy.
-Skaldasz jakas przysiege?-spytal-brakuje jeszcze tylko dwóch palców w górze.

-chwila. - usiadła tak przodem do niego czyli bokiem na łąwce. podniosła dwa palce do góry - przysięgam. xd

rozesmial sie.
-jestes powaznie chora psychicznie
dodal z powaga i pokrecil glowa.

Zmarszczyła brwi. - nie gadam z Toba. - odwróciła się tyłem do niego.

-no wez, nie rób mi tego
poprosil ze smiechem, lapiac ja za biodra i próbujac odwrócic w swoja strone.

- a co chcesz rozmawiac z chorymi psychicznie? - prychneła. onraziłą się tak poważnie ^

Zasmial sie.
-jakbym sam nie byl.
Powiedzial do dziewczyny,
-No, to z kim zaszalejesz?

Dała za wygraną. Oparła się o niego. znaczy i tak siedziałą tyłem do niego, wiec tak jakby sie opierała plecami o jego ramie. - nie wiem jeszcze. musi to być ktoś fajny i przystojny. ^ - zapomniałam, ze to w parze nie idzie ^

Hej! A Celeb to co, pis? xD
Fajny i przystojny nie,
-cizka jestes,-powiedzal gilgoczac ja.
Spojrzal w niebo.
-Fany i przystojny. hmm... to tylko ja

wbiła mu palec w brzuch. - sam jestes ciezki - leżała tak cały czas i myslała. patrzyła w gwiazdy - to widzę, że bede musiała Cię wykorzystać ^

-teraz to już się nie dam,
Powiedział ze śmiechem.
-Toż to ja jestem jak piórko-dodał obrażony krzyżując ręce.

- a ja? - spojrzała na swój brzuch - masz racje. sam tłuszcz - przewróciłą oczami. xd

przyszła więc na miejsce wyjątkowo szybko, gdyż miała niewzwykłą wprawę w zamykaniou się w pokoju od środka i wychodzeniu przez okno, gorzej zawsze bywało z wdrapywaniem się do środka, więc potem pewnie leo będzie musiał ją podsadzić. dreptała w miejscu, chowając dłonie w kieszeniach swojej białej bluzy z adidasa, wiszącej na niej luźno.

pewnie była taką mega ziomówą w bluzach adidasa jak claudia. więc leonard z parasolem w swojej torbie (nie torebce! jakiejś męskiej, fajnej torbie na ramię) dotarł do central parku i nawet znalazł bailey, co nie zajęło jej nawet zbyt dużo czasu, na jej widok uśmiechnął się, a gdy już w końcu do niej doszedł, to nawet nachylił się nad nią i pocałował ją przelotnie w policzek, na przywitanie. - hej, bailey - rzekł...

- cześć, leo - powiedziała. przez chwilę miała ochotę pociągnąć go za rękaw bliżej do siebie, najlepiej tak, żeby zastygł z ustami przy jej policzku, ale sie opanowała i zrobiła krok w tył, obdarzając go ciepłym uśmiechem, bo policzek nie bolał już aż tak bardzo, aczkolwiek kwitł na nim w najlepsze kolorowy siniak. próbowała się nie patrzeć na nos leo, bo nie chciała sie przerazić, chociaż pewnie nic mu nie było, bo my to nie daniel. - ładnie ci w tym sweterku - powiedziała, bo po prostu nie umiała ograniczyć się do myślenia, chociaż ładnie to według bailey było mało powiedziane...

pewnie miał jakiś pedalski, kanarkowy sweterek w romby, jak pan w tommym<3 albo jakiś zwykły, nie wiem jaki, w paski, czy coś takiego. w każdym razie zrobiło mu się miło, uśmiechnął się aż i obciągnął owy sweterek, mierząc wzrokiem bailey. - dzięki. jak tam twój policzek? nie boli już tak bardzo? - spytał troskliwie. chyba za bardzo wczuwal się w troskliwe misie, powinien przestać je oglądac na jutubie..

https://www.youtube.com/watch?v=H793_qIRVbw <33333
- no, już nie tak bardzo, ale wiesz, hm, raczej nie wygląda to na zbyt uroczo - powiedziała, przesuwając delikatnie opuszkami palców po owym policzku, co weszło jej w nawyk dzisiejszego ranka, bo bez przerwy chciała sprawdzać, czy jeszcze boli i owszem, za każdym razem miała okazję przekonać się, że bolało. nie pytała o jego nos, bo wiedziała, że leo raczej nie będzie tak skłonny do użalania się nad sobą jak bailey, hehe. - hm, wiec, hm... co u ciebie, leo? - banalne pytanie numer jeden...

<3
wziął bailey za rękę i pociągnął ją w stronę najbliższej ławki, na której ją posadził, sam usiadł obok, bo jeszcze zmęczylaby się staniem, albo policzek zacząłby ją mocniej boleć. - nie jest jeszcze tak źle, masz szczeście, że wszystkie zęby masz na miejscu, bo wtedy byłoby gorzej. - a u mnie nic nadzwyczajnego. byłem dzisiaj w pracy, w sklepie i takie tam. - mógłby jej przedstawić plan swojego dnia ale to chyba by było trochę głupie..

bailey w zasadzie mogłaby być zainteresowana takim planem, ale nie zamierzała go o to wypytywać, bo właśnie tak się złożyło, że przyszły jej do głowy nowe pytania.
- hm, studiujesz coś? w ogóle co ty robisz w życiu, leo? - zapytała, bo może chciałaby wiedzieć, z kim się tak naprawdę zaczyna zadawać. okej, inaczej. kto jej się tak bardzo podoba, że ślini się do niego nocami... i przez sen... w zasadzie, gdy siedziała, było jej trochę zimno, myślała, że będą chodzić, no ale okej.