leoś

- może mam. chyba nawet na pewno mam. więc zrobić, tak? - spytał domyślnie, pięć punktów za inteligencję dla niego. uśmiechnął się, zapalając światło w przedpokoju, a potem w salonie, do którego zaprowadził bailey, mówiąc, by się rozgościła. - chyba, że wolisz iść ze mną do kuchni, tam może będzie cieplej. właśnie, jakby wciąż ci było zimno, to mogę ci przynieść jakąś jeszcze bluzę. więc w razie czego daj znać, okej? - wspominałam chyba już o tym, że był troskliwym misiem..

nie mogłaby sobie odmówić noszenia leonardowej bluzy, przynajmniej nie teraz, kiedy, hm, właściwie była z nim na randce. aczkolwiek z drugiej strony nie chciała się zgrzać. przynajmniej ona sądziła, że jest to randka, gorzej, jeśli on myślał o ich spotkaniu jako o przyjacielskim. ale chyba raczej nie zachowywał się aż tak bezinteresownie, znaczy się, był troskliwym misiem, ale co z tego!
- okej, to zrób. pójdę z tobą, nie chcę siedzieć jak ostatnia idiotka w salonie - powiedziała i przeszła do kuchni, by usadowić się na krzesełku.

- racja, jeszcze bys się tam zanudziła - stwierdził, uśmiechając się do niej przez ramię, by zaraz sięgnąć po kakao, które wyciągnął wcześniej z szafki i ustawił na blacie kuchennym. nawet miał w lodówce mleko, bo kupił rano, zanim jeszcze poszedł do pracy, siara by była, gdyby nie miał mleka, bo nie mógłby zrobić dla niej kakao.. :c - ciekawe ile tym razem dostaniesz szlabanu. myślisz, że twoj tata już zauważył, że cię nie ma? - spytał, wlewając do garnuszka mleka. - jak dobrze, że mi nie ma kto dawać szlabanów!

- jasne, że zauważył. pewnie otworzył już drzwi od drugiej strony i stwierdził, doznając przy tym wieeelkiego szoku, że mnie nie ma. trudno - wzruszyła ramionami, chociaż oczywiście i tak w głębi duszy była straszliwie uległa wobec innych ludzi, choć lubiła ostatnio mieć nad wszystkim kontrolę. szkoda tylko, że nie umiała ogarnąć swoich uczuć do leo, znaczy się, coś tam czuła, ale nawet dobrze jeszcze nie zastanawiała się nad tym, bo jakoś nie umiała sie zebrać. - jeśli chcesz, mogę ci dać szlaban - zaproponowała.

- ty mi? - zaśmiał się i w zasadzie cos tam jeszcze i udało mu się w końcu zrobić to kakao, więc postawil przed nią kubek, sam usiadł naprzeciw niej ze swoim ulubionym, niebieskim kubaskiem. - prędzej ja bym mógł dać tobie szlaban, chociaż znając twoją dbałość o przestrzeganie zasad i szlabanów, to on i tak by nic nie dał. - gdyby był jej ojcem to chyba zamknąłby ją w szafie i zastawił drzwi krzesłem, chociaz pewnie i tak by się wymknęła. dobrze, że jednak nie był jej tatą.

- czemu prędzej ty mi niż ja tobie? - zapytała. może uznawał wyższość mężczyzn nad ludźmi . jak tak, to pewnie dopiłaby swoje kakao i musiała stamtąd uciekać, bo jeszcze naprawdę dałby jej szlaban. chociaż, gdyby miał to być szlaban na nie wychodzenie z tego mieszkania, bailey na pewno by się ucieszyła, ale postanowiła zachować tą niecną myśl dla siebie i napiła się kakao, które było bardzo dobre, bo zawsze lepiej smakują potrawy, które ktos zrobi dla nas.

- bo jestem starszy? no, na przykład dlatego - pokiwał głową, przekładając kubek z kakao jak piłkę do futbolu amerykańskiego z ręki do reki, bo był jeszcze gorący, chociaż leo pewnie i tak był odporny na ciepło jak ten ze skinsow. przyglądał się, jak bailey piła kakao, co wbrew pozorom było szalenie interesującą czynnością w jej wykonaniu, przynajmniej jego zdaniem. pewnie byłby zainteresowany nawet pieleniem ogródka, gdyby to ona pieliła.

- och, jak bardzo jesteś ode mnie starszy? - zapytała, bo tak właściwie to nie wiedziała nawet, ile miał lat. raczej przecież nie mogła oglądać sobie wieku na jego profilu. - nie masz zmarszczek - powiedziała, intensywnie mierząc wzrokiem jego twarz i ledwo powstrzymując się od uśmiechu, który wdzierał jej się na usta. napiła się znwou kako i w zasadzie uświadomiła sobie, że to już środek nocy, a ona siedzi w jego kuchni, gada o bzdurach i pije kakao. jejku, ale fajnie.

- hm, nie wiem. to znaczy.. masz dziewiętnaście lat? - spytał, nie był pewien, bo moze poszła wcześniej do szkoły i skończyła szkołę w wieku lat piętnastu, albo coś się zmienilo w amerykańskim szkolnictwie odkąd skończył liceum.. - jeśli tak, to jestem starszy o - w tym momencie zmarszczył czoło, musiał policzyć, a nie był to zbyt łatwy rachunek. okej, może jednak był, ale leo nie potrafił myśleć matematycznie. - trzy lata.

- ale jesteś stary - stwierdziła, w zasadzie była bardzo zadowolona z tego, że był starszy o całe trzy lata. to bardzo ją dowartościowywało, no wiesz, fakt, że facet od niej starszy zwrócił na nią uwagę, chociaż przecież nie była to zbyt wielka różnica wieku, ale jednak zawsze coś. - okej, skończyłam! - powiedziała i odstawiła kubek na stół, już posty, bo bailey to był pochłaniacz wszelkich pokarmów. wstała od stołu i odstawiła kubek do zlewu. - mam pozmywać?

posty kubek<3
- co ty, nie bądź głupia. nie będziesz zmywać, w końcu jesteś moim gościem, to tak, jakbym kazał ci poodkurzać - roześmiał się i również wstał, by też odstawić swój kubek do zlewu, później pozmywa, może jutro, zresztą czy to ważne, naczynie mu przecież nie ucieknął. w każdym razie odstawiając kubek do zlewu znalazł się zaskakująco blisko bailey, przez co mógł zaciągnąć się wspaniałym zapachem jej włosów, nie mógł się powstrzymać i przesunął nosem po jej karku.

omg, cicho! xddddddddddddddddddddddd
na którym wręcz natychmiast pojawiła się gęsia skórka. wzięła głęboki oddech i nie do końca wiedziała, co ma teraz zrobić. to znaczy, miała ochotę zwyczajnie odwrócić się do niego, ale gorzej by było, gdyby wtedy się cofnął, przecież nie chciała go przypadkiem speszyć. ale stanie tyłem wydawało jej sie bardzo głupie, więc powolutku odwróciła się w stronę leo i oparła sie tyłkiem o blat, układając dłonie na jego brzegu po obu stronach swojego ciała. popatrzyła na niego trochę spłoszona, to znaczy, hm, naprawdę obawiała się, że leo zaraz się cofnie.

uśmiechnął się do niej nieznacznie, nie był pewien, czy ma przyzwolenie na złożenie na ustach bailey pocałunku, ale chyba czasami dobrze zaryzykować, w końcu raz się żyje i tak dalej, więc nachylił się nad nią, odgarniajac najpierw włosy z jej policzka (to nie tak, że rosły jej włosy na policzku!) i pocałował ją najpierw w prawy kącik ust, a potem w usta, jednak niespecjalnie nachalnie. przecież nie chciał dostać od niej w jaja :c.

w duchu niemalże krzyczała z radości, ale na zewnątrz zachowała się trochę bardziej dojrzale, odruchowo przymykając oczy i odwzajemniając pocałunek leo. bardzo, bardzo podobało jej się to, że nie był nachalny, bo w ten sposób mogła zachować kontrolę nad sytuacją, chociaż wcale niczego niepotrzebowała chyba teraz kontrolować. było jej bardzo czekoladowo od tego kakao, oderwała prawą dłoń od blatu, by powędrować nią na policzek leo, który nie był aż taki szorstki, jak myślała, że będzie. uh, więc jednak warto było się odwrócić...

oh yes indeed, oczywiście, że warto było się odwrócić. leo przesunął dłonią po jej ramieniu, ale potem uznał, że to nudne, więc ułożył ją na jej talii, nie mogąc się nadziwić, jaka to bailey jest szczupła (to nie to samo, co jego koleżanki z pracy, które mają nieco sadełka, co prawda cycki tez mają większe, no ale.. ), wydawała się taka jakaś krucha i delikatna, bał się, że ją upuści, więc przyciągnął ją trochę do siebie, by zaraz złożyć na jej ustach nieco pewniejszy i bardziej stanowczy pocałunek. jak szaleć to szaleć.

i ten pocałunek odwzajemniła, no bo, dlaczego nie, skoro miała na to tak niesamowicie wielką ochotę. spsób, w jaki składał pocałunki na jej dość niepewnych ustach i to, jak ją obejmował, sprawiało, że gdyby ktoś kazałby się jej od niego oderwać, zwyczajnie by nie potrafiła. westchnęła płytko w jego usta, odrywając i drugą dłoń od blatu, by zarzucić mu ramię na szyję i przytulić się do niego całym ciałem, aczkolwiek nie napierała na niego w stylu "och, weź mnie tu i teraz" ani nic z tych rzeczy.

czuł ciepło jej ciała na swoim ciele, było mu cholernie przyjemnie, miał ochotę na seks z bailey, jednak sądził,że by się na niego obraziła, gdyby na przykład pozbawił ją bluzki, albo od razu spodni, więc wolał nie próbować, nie chciał przecież, by jego nos się faktycznie złamał, bo byłoby co najmniej nieprzyjemnie. nie będzie niespodzianką, jeśli napiszę, że pocałował ją, tyle że tym razem w nos, potem jeszcze w czoło, a potem mruknął coś o tym, że bailey pachnie naprawdę uroczo i spytał, czy ma może ochotę na kakao. miał nadzieję, że nie...

przez moment zamiast "kakao" usłyszła "seks", ale tylko uszami wyobraźni, co zraz sobie uświadomiła. w gruncie rzeczy ani trochę nie miała ochoty na kako. soto razy bardziej wolałaby wziać teraz chłodny prysznic, a potem trafić z powrotem w objęcia leonardo, położyć się pod kołdrą i prowadzić długie, sentymentalne rozmowy do drugiej w nocy, przerywane przelotnymi pocałunkami. kłopot w tym, że nawet nie zaprosił jej na noc i do końca nie wiedziała, czy może zostać do rana, aczkolwiek nikt jej stąd jeszcze nie wyprosił. oparła głowę na jego ramieniu, przylegając posiniaczonym policzkiem do jego szyi.
- raczej nie mam - odparła. - móóój ty bohaterze - zachichotała w jego koszulkę.

siema tyler
pogłaskał ją delikatnie po plecach, zatrzymując potem dłoń gdzieś nad jej tyłkiem, który, jak zauważył, był całkiem apetyczny. nie apatyczny. - marny ze mnie bohater, słonko, skoro i tak jesteś posiniaczona - zauważył. chociaż nie powinien, obwiniał się za to, że bailey miała posiniaczone policzki, bo przecież mógł ją znaleźć wcześniej i tak dalej, mógł na przykład umówić się z nią wcześniej, tak że byłaby z nim, zamiast sama, w jakiejś beznadziejnej uliczce.

- o to akurat nie powinieneś się obwiniać - powiedziała cicho, odsuwając się od niego, choć oczywiście bardzo przyjemnie jej się stało w objęciach leo, po prostu zaschło jej w gardle na tyle, że nie odrywając wzroku od jego twarzy, sięgneła ręką w tył, wymacując na blacie butelkę wody, którą odkręciła i napiła się z gwinta, choć wiedziała, że powinna ze szklanki, ale kogo to obchodzi. - mogłeś przecież pojawić się w momencie, w którym leżałabym w połowie naga na środku ulicy, zwijając się z bólu... a tak uratowałeś moją cnotę - dodała nieco wymijająco, odwracając się do niego tyłem, by odstawić butelkę z powrotem. po prostu nie chciała patrzeć mu w oczy, kiedy mówiła o swojej cnocie, ale stwierdziła, że to doskonała okazja by go o tym powiadomić, tak na wszelki wypadek.

- jesteś dziewicą? - zdziwił się, haha, nie chciał, by to tak zabrzmiało, w ogóle nie powinien tak formułować pytania, ale nie mógł się powstrzymać, by zamaskować swoją gafę pokręcił głową i zaśmiał się, chociaż w zasadzie średnio mu było do śmiechu, no bo chyba z seksu z bailey nici. przynajmniej na razie. - to znaczy.. nie spodziewałem się, bo wiesz, jesteś śliczna i wszyscy faceci muszą za tobą szaleć i w ogóle, hm, no ale nieważne. jezu - przewrócił oczyma, nie wierząc, że gada wciąż jak jakiś idiota, oparł się tyłkiem o blat kuchenny.

usiadła przy kuchennym stole, bokiem do oparcia krzesła i odgarnęła włosy na plecy, po czym zdjęła z siebie bluzę, bo zrobiło jej się naprawdę gorąco. podrapała się pod okiem i ziewnęła, była już trochę zmęczona i żałowała, że nie wypiła kawy zamiast kakao, ale chyba wtedy nie mogłaby wcale zasnąć i odsypiałaby w dzień...
- och, akurat żaden nigdy za mną nie szalał - powiedziała, przypominając sobie maela "jesteśmy przyjaciółmi". - w zasadzie wszyscy zawsze wolą się ze mną przyjaźnić - bo wszyscy boją się jej ojca! - śmieszy cię to, że jestem dziewicą - stwierdziła, kręcąc głową z dezaprobatą. - hm, mnie też.

- nie tam, wcale mnie to nie śmieszy! - oburzył się, ale zaraz się chwilę zastanowił. - hm,albo odrobinę.. czemu wolą się z tobą przyjaźnić? to znaczy ja rozumiem, że jesteś świetna i na pewno musisz być niezła jako przyjaciółka.. - podrapał się po skroni, w zasadzie stwierdził, że mówi bez sensu, ale jakoś nie mógł się zdobyć na to, by zamilknąć. pewnie się cieszył, bo nigdy wcześniej nie znał żadnej dziewicy, która bylaby wyższa niż metr pięćdziesiąt i nie miała pryszczy na całej twarzy. - ale, hm, nie ciągnie cię do seksu? przecież masz dziewiętnaście lat i w ogóle.. - on w tym wieku był niewyżyty pewnie.

- ja... hm... - zastanowiła się przez chwilę, czy wypada mówić to, co chciałaby powiedzieć. po prostu przez to, że nigdy nie miała żadnego faceta, czuła się mało atrakcyjna. nie miała ochoty uprawiać seksu, bo wierzyła, że wiąże się to z bólem, poza tym sądziła, że pewnie nikomu z nią nie będzie na tyle przyjemnie, a ona sama będzie tak zestresowana, że jej doznania również nie będą pozytywne. wolała mieć nad wszystkim kontrolę, by się nie oparzyć. - nie wiem, ich się spytaj! - powiedziała wreszcie nieco rozdrażniona i wstała, po czym usiadła, bo zapomniała, co chciała zrobić.

- dobrze, przepraszam, nie powinienem był pytać. hm, chcesz zostać na noc? - spytał, bo chyba było późno, pomijamy fakt, że mija u nich gdzieś czwarta doba, bo to średnio ważne, uśmiechnął się do niej niepewnie, mając nadzieję, że nie jest jakoś specjalnie na niego zła za te wszystkie pytania. bo on po prostu nie mógł się powstrzymać!